Wycieczki się skończyły, czas ponadrabiać zaległości, także te blogowe (które akurat do nadrabiania są stosunkowo przyjemne ;) ). Zdaję sobie niestety sprawę, że wiele osób spodziewa się czegoś wielkiego, czy ładnego po tym poście - wyjdzie jak wyjdzie, przepraszam, jeśli dla kogoś będzie za mało.
Zacznę zatem od historii o wycieczce. Różnymi zrządzeniami losu (których nie warto roztrząsać ani nawet pamiętać) wyszło, że wycieczkę w kategoriach dyslokacji mojej osoby zaczęłam rozpatrywać w piątek, koło 23. W sobotę tylko bardzo wrażliwe jednostki były w stanie dostrzec we mnie pierwsze symptomy wewnętrznego zgodzenia się na wyprawę; ostateczna decyzja została podjęta nocą, ponadto w dość dziwnych okolicznościach (może to niezbędne przy podejmowaniu trudnych i szybkich decyzji? Takie tło, niczym piorun w opowieści o duchach?). Rodzicielka dowiedziała się w niedzielę przed południem, i swoim podejściem po raz kolejny pokazała, że jest jedną z najlepszych rodzicielek pod słońcem. Przez resztę niedzieli i poniedziałek załatwiałam wszystko, co tylko mi przyszło do głowy, w tym ogarniałam, na którym wywołanym zdjęciu z wycieczek mam na tyle małą facjatę, by zmieściła się w okienko na karcie EURO 26. Gnałam przez życie i Kraków zarazem, a napędzały mnie złość, strach i ekscytacja związana z niespodziewaną podróżą - z ludźmi, których lubię, w miejsca, których nie znam. Cieszyłam się z wakacji ;). A następnego dnia, we wtorek, pojechaliśmy ;).
Rozważając wyjazd, rozmawiałam z kolegą X. Powiedział mi, że zdarzało mu się nie raz, że namawiano go na jakiś wyjazd w ostatniej chwili. Czasem się zgadzał (a czasem pewnie nie, życie :P), w każdym razie nigdy potem nie żałował. Myślę, że nie tylko ja się z tym zgadzam, ale także wielu z Was ma podobne odczucia. Jednak ludzie się łatwo nie zgadzają, są dumni, nie zmieniają raz wyrobionego zdania, nie chcą zmian, żadnych. I tylko rozsądek i w miarę obiektywny rachunek zysków i strat każe im iść w nowe rejony, działać sprzecznie z Zasadą Maksymalizacji Świętego Spokoju. Bierzemy od świata humor i energię na kreskę, za to potem jesteśmy w stanie zwrócić z nawiązką. Tylko trzeba się przekonać :). Po zastanowieniu, widzę w tym odwagę nawet.
Hmm, jest skończone nieco bez sensu, kolejny post będzie lepszy. Nadal zapraszam do śledzenia Beztlenowych :). O samej wycieczce napiszę wkrótce (coby tego jednego posta nie rozwlekać, a i temat porządnie potraktować). Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają pomimo braku rozrywek ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz