środa, 18 grudnia 2024

Mons 0.1

 Jestem teraz na spontanicznej imprezie. Ma to miejsce w Mons, tydzień po moim przyjeździe tutaj. To niesamowite, jak można się czuć siedząc z boku bawiących się ludzi (z uśmiechem na ustach, żeby nie zadawali pytań), patrząc na nich uczestnicząc w żartach. Jest tu dobrze, wystarczająco znajomo, żeby sobie siedzieć obok i nie myśleć o ludziach dookoła. I nie czuć się obco w obcej dla nas wszystkich rzeczywistości. Można w niej przeżyć lata świetności, i potem po prostu skończyć pelne cierpień życie. 


Przesyłanie: przesłano 3717120 z 5066245 bajtów.


niedziela, 7 lipca 2024

Zapach lata

Chciałabym bardzo zapamiętać ten moment. Wracam z urodzin Roberta, do Krakowa przywiozła mnie Aga z Wojtkiem. Idę na Litewską z Grottgera (który jeszcze długo będzie Grottgerem a nie Radiem Kraków) i czuję na moim ciele chłodny, lipcowy wiatr. Wcale nie jest chłodny, ale czuję orzeźwienie które wywołuje w tą ciepłą, lipcową noc. Jest kilka minut po pierwszej w nocy, a ja wracam do domu czując to uczucie lata, ciepło i swobodę, a jednocześnie ten chłodniejszy wiatr na moim ciele i na mojej niebieskiej sukience. Czując zapach ogniska na moich włosach, czuję wiatr na ciepłej twarzy. Czuję lato. 


Czuję lato z ludźmi, z chłodnym i ciepłym wiatrem, z nocą, z piwem, z muzyką, z rozmowami, z zabawą. Brakowało mi tego zapachu lata i uczucia lata w każdej cząstce mojego ciała. Chciałabym móc zawsze  przywołać w myślach ten zapach swobody - który pachnie jak palone drewno, jak pierwsza w nocy, jak  rozmowy, jak bliskość z ludźmi obcymi, a jednak moimi. I czuć ten wiatr, ciepły, chłodzący, z zapachem wilgotnego ogniska. Nie chcę zapomnieć, że to istnieje. I że jest tak ważną częścią mnie. 

wtorek, 6 lipca 2021

I dreamed a dream in time gone by

https://www.youtube.com/watch?v=DccL0_L4tPU&ab_channel=WaterTowerMusic

I dreamed a dream in time gone by

When hope was high and life worth living

I dreamed that love would never die

I prayed that God would be forgiving

 

Then I was young and unafraid
And dreams were made and used and wasted
There was no ransom to be paid
No song unsung, no wine untasted

 

Nie wiem, jak to się stało, nie wyłapałam momentu. Żadnego. I dopóki omal nie spadłam w przepaść, nie wiedziałam, że nad nią jestem. Że ta mała wyrwa w ziemi, w którą przypadkiem nadepnęłam w któryś poniedziałek jest taka głęboka i ciemna. I może jednak w nią wpadłam, lecę jeszcze nie będąc świadomą uderzenia, które dopiero nadejdzie. Łudzę się, że udało mi się zatrzymać na krawędzi i zostać po bezpiecznej, jasnej stronie. I boję się, że spadłam tylko kawałek, w punkt, z którego nie jestem w stanie wdrapać się na górę do świata where hope was high and life worth living. Jednocześnie nie potrafię nie patrzeć na beztroskie, błyszczące światło i wybrać pójście dalej ciemną drogą w to co następne.

 

Nigdy to też chyba nie zadziało się tak płynnie i tak… łatwo, naturalnie, bezpiecznie. Inaczej niż zwykle. I może to był ten piękny sen, który chciałam wyśnić, którego tak bardzo potrzebowałam i w którym tak bardzo pragnęłam jeszcze chwilę pożyć. Sen w rytmie nocnego swinga, z każdym winem skosztowanym i każdą piosenką zaśpiewaną. 


Naprawdę miałam piękny przełom maja i czerwca. I najwyraźniej to piękno i iskry w oczach nie wystarczyły, bo there are dreams that cannot be and there are storms we cannot weather. I nie wiem, jak to zepsułam. I nie wiem, czy kiedykolwiek dam radę nie zepsuć. 


And still I dream he'd come to me

That we would live the years together

But there are dreams that cannot be

And there are storms we cannot weather

 

I had a dream my life would be

So different from this hell I'm living

So different now from what it seemed

Now life has killed the dream, I dreamed

 

Już tęsknię. Bardzo.

środa, 23 grudnia 2020

Orion w Bukowinie

To był czas wielu emocji i wielu przymiotników. Jednocześnie trudny i piękny, na pewno ważny, ale też pełen spokoju, bezpieczeństwa (które poczuł nawet R.). Czas pracy nocą, gdy budzi ból pleców i ból miniony. Czas budowania bliskości w drewnianej chatce - gdzieś między światami, pod lasem, na czerwonych materacach. Zabierania zebranych ludzi tam, skąd małe dziecko uciekło, a dorosły nigdy nie postawił jeszcze swojej stopy. Pokazywanie swoich głębin, na końcu już z pełną, bezwstydną szczerością i pragnieniem wyzwolenia, pozbycia się łańcuchów nakładanych latami, przekazywanych z pokolenia na pokolenie - czasem celowo, czasem bezmyślnie, czasem przypadkiem. Czasem gestem, czasem słowem, czasem brakiem tego słowa, krzyku, głosu, sprzeciwu. Biernością.

I faktycznie było wszystko: 
nieprzespane noce, cierpienie, wzorzec kobiecości, przemoc i agresja, dwa piwa i pingpong. Spacery, matka wszystkich matek, kat, prawda i czerwony. Sny o zabijaniu, sny o całowaniu i o układaniu płytek. Dziki kotek, który boi się wszystkiego, zmieniający się w uszatkę. Ciemnożółty zeszyt z napisem autumn poprowadził mnie do zimy, która może pozwoli zebrać siły na wiosnę. 

"Presja uniemożliwia testowanie"

"Żeby się nie bać chcieć"

"Czuję, że mi coś ucieka w życiu, a ja na to pozwalam - bo komuś się bardziej należy, bo ktoś ma większą potrzebę, bo się nie czuję na siłach, bo w ogóle nic nie czuję, a myślę, że powinnam"

"Poczwórne zasieki"

"Przeżyć to, co było, żeby nie wracało każdą możliwą dziurą. Wrócić do przeszłości, uporządkować to co było i w końcu to zamknąć. Nie, żeby rozdrapywać te rany i wciąż się w nich babrać."

"Pewność jest przywilejem".

"Przepraszam to bardzo podchwytliwe słowo"

"Chcę coś poczuć"

Pewnej nocy wpatrywałam się w gwiazdy. Potrafię rozpoznać, hmm, z 5 gwiazdozbiorów i wśród nich jest pas Oriona. Rozmawiając przez telefon z hmm, chyba wciąż kimś bliskim, pierwszy raz w życiu oprócz pasa Oriona, zupełnie przypadkiem zauważyłam też całego Oriona. Byłam naprawdę przeszczęśliwa. To bardzo proste, a jednocześnie wiele pokazujące odniesienie, gdzie wśród tysięcy umieszczonych na firmamencie życia jasno święcących wydarzeń próbujemy wyłowić wzrokiem te właściwe, które razem będą miały sens, dadzą nam jakiś obraz, wyjaśnienie, stworzą całość z czymś, co już znamy. Patrząc w gwiazdy dostatecznie długo, dostatecznie wiele razy, wiedząc mniej-więcej co chcę znaleźć i mając do tego dobrą widoczność - w końcu tego Oriona znalazłam. Może więc życiu też się trzeba przyglądać długo, przy odpowiednich warunkach, trochę wiedząc, jakiego kształtu się szuka - by go w końcu wyłowić, zrozumieć i pójść dalej. 

poniedziałek, 14 września 2020

I nie ma z kim tańczyć

"Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek
A na tym stoliczku pleciony koszyczek (...)"

W moim sercu mieszka dwóch mężczyzn. Nie zapraszałam ich specjalnie, każdy z nich po prostu któregoś dnia zapukał, porozglądał się, odbył rozmowę kwalifikacyjną z rozumem i ani się spostrzegłam, a już zajmował łóżko w lewej komorze. 

Obaj mają niebieskie oczy. Jeden jasnoniebieskie, błękitne, w kolorze wody w ciepłych krajach i niebieskiej koszuli, którą czasem nosi. Drugi ciemnoniebieskie, wpadające w popielaty, burzowe i przywodzące na myśl sztorm oglądany z bezpiecznej przystani. 

Mieszkając w moim sercu tyle czasu, żaden nie chciał mnie przyjąć do swojego.  

"Gdy­bym spo­tkał cie­bie zno­wu pierw­szy raz,
Ale w in­nym sa­dzie, w in­nym le­sie (...)"

Pan z jasnoniebieskimi oczami - właściwie nie wiem dlaczego, chociaż, o zgrozo, odważyłam się go o to zapytać. Niestety, nie jest najlepszy w odpowiedziach. Jest dobry w milczeniu, jest dobry w rowerach, w budownictwie, w radach, w spokoju i w dawaniu bezpieczeństwa. W rozmowach też, ale niestety nie w tej jednej. 

"Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych!
Nic nas z sobą nie łączyło —
Prócz wiosennych marzeń zdradnych (...)"

Pan o popielatych, burzowych oczach jest niesamowity w patrzeniu. Łapie mój wzrok, utrzymuje spojrzenie i ciągnie moje oczy na linie pod szare bramy swojego umysłu. Wyłapuje je w zatłoczonym pokoju jakby nigdy tak naprawdę się nie rozdzieliły, a tylko czekały na to mikrosekundowe omiotnięcie przestrzeni by się odnaleźć. Czytamy siebie z podniesionych kącików ust, z uśmiechniętych lub uciekających oczu. Oboje wszystko widzimy, oboje wszystko wiemy i oboje sobie w tą grę gramy. Przeciwko nam wiek, profesja i zdaje się, że jakaś Karolina. 

"Nie sądź po ustach do uśmiechu skorych (...)"

Problem w tym Panowie, że w związku z Waszym zasiedzeniem w moim serduszku, nie jestem w stanie wygospodarować w nim miejsca dla żadnego Tomka, Grześka, czy innego zabłąkanego wędrowca, który pomoże mi przejść na następny poziom w moim Mario.