poniedziałek, 21 października 2019

Nie zawsze jest łatwo

Pomyślałam sobie, trochę w ramach brania się za siebie, że dzisiaj bardzo chcę coś napisać i opublikować. Nawet najgłupszego i najbardziej trywialnego (boję się, że nie wrócę do formy sprzed.... lat :P?). Czas więc na pierwszego posta od naprawdę bardzo dawna :).

Bardzo potrzebny jest w życiu taki czas, w którym chce się robić coś, co sprawia nam wciąż problem. Mam naprawdę wymarzone warunki brzegowe, bo stworzono mnie jako istotę ambitną i nie poddającą się łatwo - i chyba lubię sobie fundować wyzwania. 
Najbardziej z pamięci wybija mi się angielska praca na ogórkach polegająca na "pakowaniu marketu" w kartonowe pudełka. Całe zadanie i trudność z nim związana polegała na tym, że trzeba było otworzyć kartonowe pudełko, odpowiednio szybko wyłapać 12 ogórków i zamknąć owo pudełko z ogórkami naprędce otworzoną przykrywką. Naprawdę szybko. Próbowałam - nie wychodziło. Próbowałam dalej, kaleczyłam palce na pudełkach, zaczepiałam fartuchem o co się dało, wywalałam w ferworze ogórki na podłogę - wszystko na próżno. Wśród setek łez, wstydu i strachu o pracę (tak!, magia 19 lat) zostawiałam te przeklęte markety niezapakowane. Ale któregoś razu, przed wyjazdem, mając już więcej spokoju, wprawy i pewności siebie, poszłam pakować market - i zapakowałam. Cieszyłam się z tego bardzo, a wraz ze mną szczerze cieszyli się prawie wszyscy na pakowalni. Cała historia brzmi śmiesznie, ale opowiada o jednym z moich największych sukcesów (burząc jednocześnie mit, że sukces musi być wielki i znaczący. Owszem, miło jak jest, ale powinno się patrzeć na niego w prywatnej skali). 

Podobnie mam ze śpiewaniem - jest to taka rzecz, którą bardzo lubię robić, a która bardzo mi nie wychodzi. W którymś momencie to niewychodzenie naprawdę urosło do rangi problemu - przez konieczność śpiewania capoeirowych piosenek do muzyki (najlepiej też granej przez osobę śpiewającą). Nie idzie mi to w ogóle - nie potrafię zaśpiewać ani jednej piosenki dobrze, chociaż pewnym pocieszeniem jest, że to słyszę. Było w tym wątku ze śpiewaniem wiele pomniejszych dram, również wzbogaconych o stres, spadek pewności siebie i znienawidzone potoki z oczu (może ponad trzy lata temu ktoś te strumienie przewidział i stąd moje apelido Riacho?). Pracuję nad uważnością muzyczną, nad pewnością siebie, ale dużo jeszcze czasu minie, zanim zaśpiewam coś z lekkim sercem przy wszystkich na lekcji muzycznej. W każdym razie wiem, że na pewno kiedyś to zrobię - tylko jeszcze nie teraz.

A piszę o tym wszystkim, bo czeka mnie wkrótce jeszcze jedna trudna rzecz.

Stała się trudna przypadkiem. Pewnie trochę przez cechy, które mała Asia uznała za ważne i pielęgnowała w sobie. Pewnie trochę przez najbliższy świat, który kazał bardzo szybko wyciągać wnioski, który był pełen ideałów, który uczył walki, konsekwencji, który kazał cierpieć bezgłośnie na swojej lekcji. I pokazał, że można poradzić sobie samemu - bo tak jest bezpieczniej. A teraz powoli trzeba zza tego muru wyjść.