wtorek, 29 czerwca 2010

rozciąganie stali miękkiej

Od wylotu dzieli mnie tydzień i kilka godzin, albo zestaw egzamin+zaliczenie, zależy z której strony popatrzeć. Chyba jestem za drugą wersją, generalnie z górki zawsze idzie szybciej niż pod nią, więc po zaliczeniu wszystkiego czerwcowego inaczej będzie czas mijał.

Każda zmiana (a także podróż), przynajmniej w moim odczuciu, gdy już staje się 'faktem przyszłości' ma przed sobą 2 etapy. Najpierw myśli się o niej, niecierpliwie czeka, odlicza dni, a potem, gdy już staje się przerażająco realna, napawa człowieka strachem ;). Odkłada się wyjazd z domu na jak najpóźniej, człowiek się denerwuje, a wszystkie myśli (i rozmowy z otoczeniem) jak na złość zmierzają w jednym kierunku. Jako że czas idzie naprzód, ten okres dość szybko się kończy i trzeba jechać/zacząć pracę/zacząć studia/wyjść za mąż... Wtedy często okazuje się, że po przekroczeniu granicy nie spotkało nas nic strasznego, w miarę łatwo (prawdę mówiąc miałam różnie, ale w jakiejś w miarę globalnej skali dość szybko) przyzwyczailiśmy się do nowych warunków, że przysłowiowy diabeł nie taki straszny ;).

Tak było gdy szłam na studia, gdy wyjeżdżałam na wakacje, i tak już chyba będzie zawsze ;). Tymczasem trzeba się uczyć na nawierzchnie drogowe.

1 komentarz: