niedziela, 21 września 2014

męczenie pracy inżynierskiej

Dzisiaj jest dzień dobrego pisania (piszę owe 'dzisiaj' z premedytacją, a raczej z pełną nadzieją, że przeniesie się ono i na jutro - a raczej na okres 'po wstaniu z łóżka'). Nie mogę powiedzieć, że napisałam dużo (niestety), ale jakość tych niewielkich połaci tekstu jest zdecydowanie lepsza niż cały mój dotychczasowy wstęp (czyli normalna po prostu :) ).

Strasznie ciężko pisze mi się wojłokową pracę. Doświadczenie z dwóch poprzednich powinno podpowiadać od razu dobre słowa, kształtne i treściwe zdania, przeglądanie książek i artykułów winno być wesołą igraszką przy śniadaniu, a zdjęcia powinny się wklejać i nie zmieniać nagle miejscówki. Świat nie jest jednak idealny, i swoje trzeba przy każdym dyplomie odpokutować i ponieprzespać.

Ślub Justynki w porządku (może coś zmajstruję wkrótce), z jego okazji skorzystałam z pierwszego w życiu urlopu 'wtedy, kiedy ja chcę'. W pracy odbyły się pierwsze lekcje portugalskiego, który uparcie czyta mi się po francusku. Dużo jednak idzie wyhandlować w wymianie językowej, na pewno mam łatwiej niż duszyczki męczone za młodu niemieckim. Poza znajomymi z mojego działu i z działu, który dostaje robotę po nas i ma zawsze milion pytań, zaprzyjaźniam się z ochroniarzem. Dobranoc, bo już mam ochotę same głupoty pisać ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz